wtorek, sierpnia 22, 2006

nowiny z raju




ten Pan zrywał dachówki ,pracowicie wykańczał dach a ja w tym czasie 100 metrów od niego śpiewałam na soundzie w Ostródzie, bardzo abstrrakcyjna sytauacja. Oboje pracujemy , oboje się pocimy i wysilamy, ale na niego świeci słońce.

trochę ostatnio zaniedbałam mojego publicznego terapeutę. Po waszych wpisach widzę jednak że mój blog nie jest tak do końca mój. Minęły mi wspaniałe dni. jestem cały czas odurzona tym że można tak spokojnie tak bez pytań i bez wątpliwości. Każdemu rzyczę tego, choćby przez krótki czas. Ja się delktuję teraz. Zagraliśmy z Bauaganem , zagraliśmy z Singledread. Ja w tym jestem, nurzam się , wiersze lecą a ja w chmurach i nie zastanawiam się. Wypiłam cały sfermentowany sok zeszłych dni. W zagubieniu myślałam że zasługuję na półśrodki ,na czasowe rozwiązania. Oszukuję samą siebie , myśląc że cokolwiek można odłożyć na przeżycie póżniej. Takie myślenie to polsa w bankrutującym banku. Chronię się w chmurach przed spadającymi cegłami.

wtorek, sierpnia 08, 2006

otworzyłam oczy i zobaczyłam




Dni mi się wleką łagodnie teraz, rozdarte są i leniwe. Składam siebie na nowo w błogostanie. Schowałam się trochę , dlatego nie chce mi się siedzieć nad blogiem tyle co kiedyś. He, he serotoninowa rozłąka internetowa. Myślę że kiedy brakuje nam naturalnych narkotyków w mózgu, tych które jesteśmy w stanie sami wyprodukować, szukamy surogatów szczęścia. Z każdym owym dniem czuję że nie muszę już więcej. Wogóle że nie muszę więcej , niż żyć w stałym stanie wyluzu, grubszego niż wieloryb. Większego niż pałac kultury i kominy siekierek. Lubię to miejsce najbardziej , gdzie mogę popatrzyć jak fabryki rozcinają niebo nad gorszą częścią mojego zawszonego miasta. Przemieszczam się ostanio w zawrotnym tempie.

czwartek, sierpnia 03, 2006

czas na zmiany


Tyle niepokoju że można było wiadrami wynosić, zniknęło. Śladami Jonasza - zapraszamy na wczasy w rybim brzuchu. Jest tam ciemno , ciepło i na maksa bezpiecznie, oczywiście pod warunkiem że nie zbliżasz się do odbytu. Już prawie wszystko co brudne i podgniłe wyrzuciłam. Wyczyszczę jeszcze ostatnie ślady, zmażę je benzyną i rozpuszczalnikiem. Nie pozwolę więcej nikomu nabrudzić. Zrekonstruowałam w sobie to co najważniejsze - podstawową matrycę spokoju. Cały mój świat tylko w moich rękach. A jutro do Płocka.

wtorek, sierpnia 01, 2006

time to send someone away


no i znowu w podróż. Znajome strony, ale tym razem nie samotnie. Tym razem ze wszystkim tak aby było doskonale. Bez niepotrzebnych kurde zrzutów. Napieram jak turysta. jak motór albo cośtam. W odpowiedniej chwili w odpowiednim momencie. Zupełnie bezszelestnie i bez scen. Pozostawiam całe to na pastwę losu.